Ostatnio miałam okazję odwiedzać moją siostrę jedynie w środku zimy, więc teraz zobaczenie Warszawy w pełnej wiosennej krasie było miłą odmianą. Dla mnie wyjazd ten był pomaturalną regeneracją, da Zosi prezentem imieninowym.Weekend był bardzo intensywny, starałyśmy się czerpać z tego czasu jak najwięcej obrazów, zapachów, smaków, co tylko się dało. Odhaczyłyśmy kilka turystycznych oczywistości, jak np."starówka", czasem zbaczałyśmy z typowych szlaków w poszukiwaniu relaksu i nowych smakowych doznań. Wreszcie spróbowałam wegeburgera, belgijskich frytek, lodów czekoladowych z chilli, wypiłam bubble tea, posłuchałam koncertu chopinowskiego i odwiedziłam teatr robotyczny. Po powrocie do domu, zmęczona, ale i usatysfakcjonowana, nasuwają mi się dwie rzeczy:
- (oczywistość) wiosna ze swoją hipnotyzującą zielenią sprawia, że wszystko, nawet najpodlejsza dzielnica, wygląda przeuroczo
- posiadanie rodzeństwa to jedna z lepszych rzeczy, jakie przytrafiły mi się w życiu i szczerze współczuję wszystkim jedynakom.
2 komentarze
Ale piękne zdjecia i pogoda,a w Hiszpanii zimno,pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńnie ma to jak cudownie spędzony czas :)
OdpowiedzUsuń