Myślą przewodnią tegorocznego grudnia wyjątkowo nie były Święta. Moją głowę zaprzątały głównie dwa egzaminy, których termin przypadał na ostatni tydzień zajęć przed przerwą świąteczną. Stąd duże zaniedbanie Domowych Frykasów i mojej kuchni w ogóle. Każdą wolną chwilę, a było ich niewiele, poświęcałam na sen czy trening. Oczywiście znalazłam moment na upieczenie pierników, przygotowanie piernika staropolskiego czy kupienie prezentów dla bliskich. I szczerze wierzę, że tylko dzięki temu nie dostałam na głowę.
Teraz jestem już w domu. Egzaminy zdane, a ja wreszcie mam czas na to, by przesiedzieć i przegadać 4 h w kawiarni, wylegiwać się w łóżku z Łatką do południa, pływać ile chcę, i przygotowywać Święta.
Ciasto z suszonych owoców już upieczone, świąteczne menu ustalone, tort urodzinowy Zosi wybrany, choinka kupiona.
Dziś dzielę się z Wami przepisem na dobrze przyprawione, pikantne ciasto ze świetnym mandarynkowym kompotem, które umiliło mi jeden z grudniowym weekendów. Melasa jest nieodzownym składnikiem tego wypieku i nie da się jej niczym zastąpić. Ja użyłam karobu, czyli bosko karmelowej i zdrowej melasy z chleba świętojańskiego.
CIASTKA OWSIANE Z SUSZONYMI WIŚNIAMI I GORZKĄ CZEKOLADĄ
By Joanna Genderka - 13:58
Do ciastek owsianych wszelkiego rodzaju pałam szczerym i gorącym uczuciem. Jakiś czas temu dużą furrorę wywołały bardzo chrupiące ciastka owsiane ze słonecznikiem (świetnie smakują z lemon curdem!), a teraz muszę przyznać, że chyba znalazłam dla nich godnego zastępcę, owsiane z suszonymi wiśniami i gorzką czekoladą. Pierwszy raz użyłam do wypieku suszonych wiśni, świetna sprawa. Jeśli nie możecie ich dostać, zastąpcie suszoną żurawiną. I pamiętajcie, im czekolada bardziej gorzka, tym lepsza :-).
Moja młodsza siostra poprzednią niedzielę zaczęła od tego sernika, a ściślej, jego trzech kawałków...
Przepis na to czekoladowe cudo z berlińskiej kawiarni Barcomi's Deli zauroczył mnie już jakiś czas temu na blogu White Plate. Zmodyfikowałam go nieco, amaretto zastąpiłam wiśniówką taty.
Krótko i na temat, kolejna obowiązkowa pozycja dla wszystkich koneserów serników i czekolady.
CIASTO CZEKOLADOWE Z BURAKAMI, POLEWĄ Z CZEKOLADY I MASŁA ORZECHOWEGO ORAZ SOLONYMI ORZESZKAMI
By Joanna Genderka - 09:17
Tak dobrej czekoladowej rzeczy nie jadłam, oj, dawno. Ciasto z rodzaju tych 'naj'. Najbardziej czekoladowe, najwilgotniejsze, najprostsze, najszybsze, no i oczywiście najpyszniejsze. Po prostu.
Żeby nie było 'tylko' czekoladowo, do polewy przemyciłam ukochane masło orzechowe. Wszyscy lubią, gdy chrupie, więc całość posypałam prażonymi, solonymi orzeszkami.
Tortownica o średnicy 18 cm okazała się oczywiście za mała, by sprostać apetytom wszystkich entuzjastów tego ciasta. Musiałam się nieźle natrudzić i dobrze schować ostatni kawałek, by przetrwał do poniedziałku. Sprezentowałam go w anatomicum koleżance z grupy, chcąc odwdzięczyć się za przysługę.
Następnym razem z pewnością upiekę podwójną porcję .
Zazwyczaj porę roku można u mnie łatwo odgadnąć zerkając na to, co wyciągam z piekarnika. To arcywilgotne, typowo jesienne ciasto jest połączeniem delikatnego pomarańczu dyni, jędrnych gruszek, suszonej żurawiny. Na domiar dobrego sporo przypraw korzennych i orzechy laskowe prosto z leszczyny rozpościerającej swój wielki, zielony baldachim nad naszym tarasem.
We wrześniu po raz pierwszy odwiedziłam Rzym. Z Włochami byłam już nieco zaznajomiona, kiedyś spędziłam wakacje w Lombardii, ale nigdy wcześniej nie było mi dane zobaczyć Wiecznego Miasta. Na pomysł spędzenia wspólnie z mamą długiego weekendu w Rzymie wpadłyśmy już zimą, z realizacją poczekałyśmy do początku roku szkolnego.
4 dni i mnóstwo atrakcji. Rzym jest równie piękny, co smaczny. Dlatego więc na naszej mapie roiło się od gastronomicznych miejscówek, z których każda słynie z innych specjałów. Szczęśliwie, udało nam się odwiedzić sporo z nich.
Zapraszam na mini frykasowy przewodnik po Rzymie.
Pasta, którą powinniście przygotować póki sezon na paprykę w pełni. Pałam szczerym uczuciem do pieczonej papryki i okazało się, że domownicy również. Pierwszą miską posmarowaliśmy kanapki, w drugiej maczaliśmy nachosy na imprezie pożegnalnej dla Zwierzi. Świetna sprawa!
Czy wiecie, jakie to uczucie wstać o 6 na grzyby i po dwugodzinnej przechadzce wrócić do domu z pustym koszyczkiem? Ja od niedzieli już wiem. W sumie, to mój tata był bardziej niepocieszony. Ja byłam zadowolona, że udało mi się wywlec z łóżka o tak wczesnej porze, by odwiedzić las w Olszy, w którym nie byłam od niepamiętnych czasów. I choć nie znaleźliśmy żadnych grzybów (nawet tych trujących!), jako nagroda pocieszenia w środku lasu czekało na nas piękne wrzosowisko.
Chcąc konstruktywnie wykorzystać resztę poranka, upiekłam ciasto ucierane. Z ostatkami jeżyn i malin oraz mielonymi orzechami. Wypiek sfotografowałam w ogrodzie, na tle cudownych hortensji mojej mamy. I choć Platon był aż zanadto zainteresowany ciastem, udało mi się uratować je przed pożarciem przez tę drapieżną bestię :-).
2 i pół miesiąca to długo. Wystarczająco, by porządnie zatęsknić za własną kuchnią, domem, ogrodem, no i blogowaniem. Dobrze jest móc rano wstać, wyjść w piżamie zebrać maliny do jaglanki, zjeść ją na tarasie, a potem, z pełnym brzuchem zacząć dzień. Taki mały przywilej, który doceniam dopiero będąc daleko od domu.
Choć w Śremie jestem już prawie tydzień, dopiero dzisiaj, po powrocie z grzybobrania, mam chwilę spokoju, by dokończyć ten post. Wcześniej blog przegrywał ze spotkaniami z przyjaciółmi, rozdawaniem norweskich smakołyków, gotowaniem i testowaniem nowego sprzętu fotograficznego. Praktycznie nie rozstaję się ze swoim nowym aparatem i obiektywami i nie potrafię się nimi nacieszyć. A instrukcja obsługi, dzięki której odkrywam co nowe funkcje, jest obecnie moją ulubioną lekturą. Tradycyjnie fotografuję to, co upichcę, ale staram się również uwiecznić nasz ogród, Platona, Łatkę czy rodzinę. Już w przyszłym tygodniu zobaczę, jak aparat sprawuje się w podróży. Nie mogę się doczekać!
Staram się wycisnąć z września, ile się da, bo wiem, że w październiku ciężko będzie o wygospodarwanie wolnej chwili. Najpewniej całej jesieni będzie przyświecać hasło : "dużo nauki, za mało czasu", ale nie mogę narzekać, w końcu osiągnęłam to, co chciałam.
Uwielbiam słodkie akcenty w wytrawnych daniach, dlatego galette z gorgonzolą i gruszką bardzo przypadło mi do gustu. Następnym razem dodatkowo posypię tartę orzechami włoskimi przed wstawieniem do piekarnika. Kawałki tego wypieku najlepiej smakują na ciepło.
Niektóre opinie na temat Oslo mogą trochę niepokoić. Szczególnie kogoś, kto nigdy wcześniej nie był w Skandynawii i jeszcze nie do końca przyzwyczaił się do tutejszych, najczęściej bardzo wysokich, kosztów życia (czyli mnie). "Najdroższe miasto świata", "Droższe od Nowego Jorku!", mówili koledzy w pracy, którzy oczywiście nigdy nawet nie byli w Stanach. Wyspę, na której mieszkam dzieli od stolicy zaledwie 60 km, dlatego nie wybaczyłabym sobie nie odwiedzając jej.
Z czym kojarzyło mi się Oslo przed wyjazdem? Z Operą, Idą Frosk (niestety jej nie spotkałam), no i oczywiście z Jo Nesbø (większości bohaterów jego powieści raczej spotkać bym nie chciała).
Lwia część atrakcji turystycznych jest w zasięgu nóg, dzięki czemu w ciągu jednego dnia zobaczyłam sporo "perełek" miasta.
Co roku mniej więcej o tej samej porze dostaje cynk od babci, że agrest jest już gotowy do obrywania. Z początku kwaśny i twardy, nie nadaje się do jedzenia prosto z krzaczka, za to świetnie sprawdzi się w przetworach i wypiekach. Zdobyte owoce planowałam zamrozić, by zimą wykorzystać je do przyrządzenia sernika agrestowego Jednak pierwsze zbiory okazały się na tyle obfite, że 4 kg agrestu postanowiłam zamienić w dżem. Dżem z rodzaju tych bardziej kwaśnych niż słodkich, świetny do przełożenia murzynka lub po prostu posmarowania naleśników czy chleba. Mam nadzieję, że na zimę ostanie się choć słoiczek.
Składniki (ok. 4 słoiki po 280 g):
- 3 kg agrestu
- 1 kg cukru
- Agrest umyć i odszypułkować, każdą kulkę przekroić na pół. Następnie wsypać agrest do dużego garnka z grubym dnem i zasypać cukrem. Odstawić na noc, by owoce puściły sok
- Następnego dnia zawartość garnka doprowadzić do wrzenia i gotować przez 15 minut na małym ogniu. Ściągnąć z palnika i ponownie odstawić na min. 5 h (lub całą noc.
- Ostatni raz doprowadzamy całość do wrzenia i gotujemy na małym ogniu, często mieszając, aż płyn się zredukuje i dżem będzie miał odpowiednia konsystencję (mi zajęło to 5-6 h). Dobrą metodą sprawdzenia, czy dżem jest już odpowiednio gotowy, jest nałożenie na zimny talerzyk łyżeczki dżemu. Jeśli po chwili staje się gęsty i błyszczący to znak, że dżem jest gotowy. Jeśli jest rzadki i szybko spływa w dół, należy dalej kontynuować gotowanie.
- Gotowy dżem przełożyć do wyparzonych słoików, zakręcić i pasteryzować.
Smacznego!
Ulubione majowe pyszności zawarte w jednej sałatce. Dojrzałe i przesłodkie truskawki, wyrośnięte rzodkiewki i długo wyczekane szparagi. Na domiar dobrego, moja ulubiona kasza jaglana, roszponka i awokado, do którego od dawna pałam szczerym uczuciem i nie potrafię się nim przejeść.
Całość oblana dressingiem z octem balsamicznym i różowym pieprzem z Kampot, które wspaniale zgrywają się ze smakiem truskawek.
- pęczek zielonych szparagów, pokrojonych na mniejsze kawałki
- pół pęczka rzodkiewek, pokrojonych na cienkie plasterki
- 1 szklanka ugotowanej kaszy jaglanej
- 1 opakowanie roszponki
- 1 dojrzałe awokado, pokrojone w kostkę
- 1,5 szklanki truskawek pokrojonych na połówki
- 2 cebule szalotki, pokrojone w pióra (można zastąpić czerwoną cebulą)
- 4 łyżki pestek słonecznika
- posiekany szczypiorek
- 4 łyżki oliwy
- 2 łyżki ciemnego octu balsamicznego
- 1 łyżka soku z cytryny
- sól, świeżo zmielony pieprz (najlepiej różowy)
- Szparagi gotować przez 5 minut w osolonej wodzie, odcedzić i przelać na durszlaku lodowatą wodą.
- Składniki sałatki umieścić w misce, składniki dressingu wymieszać i polać nim sałatkę, całość przemieszać. Podawać od razu
SERNIK "LAST MINUTE" Z WIŚNIAMI, W ORZECHOWO-PSZENNYM CIEŚCIE
By Joanna Genderka - 09:11
Ten sernik piekłam już wiele razy w różnych kombinacjach smakowych. Zamiast orzechów używałam mielonych migdałów lub wyrabiałam ciasto tylko na mące pszennej. Wiśnie zastępowałam innymi kwaśnymi owocami, malinami czy porzeczkami. Zawsze przygotowuje go z takimi naturalnymi słodyczami, jakie skrywa nasz ogród lub... zamrażarka :-). To taki sernik 'last minute', nie potrzebuje całonocnego chłodzenia, wystarczą zaledwie 2 godziny w lodówce, by zyskał pożądaną konsystencję
Tym razem piekłam go w dużej tortownicy o średnicy 26 cm, więc wyszedł dość niski. Jeśli wolicie wyższe ciasta, wybierzcie tortownicę 24 lub 22 cm.
Do skosztowania ciastek z kultowymi M&Msami nie trzeba długo namawiać nikogo, a już w szczególności dzieci. Chrupiący wierzch, maślany środek i mnóstwo kolorowej radości. Ciastka umiliły imieninowe party dla koleżanek Zofii. Tort z kremem z białej czekolady i truskawkami, który poszedł na pierwszy ogień, wysoko ustawił poprzeczkę. Ciastka oczywiście zasmakowały dziewięciolatkom, ale tego akurat byłam pewna.
Składniki na 26 szt.:
- 150 g masła
- 150 g brązowego cukru( w tym 1/3 białego)
- 300 g mąki
- 1 jajko
- 1/2 łyżeczki ekstraktu wanilii
- 1/2 łyżeczki sody
- Szczypta soli
- M&Ms bez orzechów, 120-130 g
- Wymieszać mąkę z sodą i solą, przesiać. Miękkie masło utrzeć z cukrem na puszystą masę, dodać jajko i ekstrakt waniliowy. Dodawać po jednej łyżce przygotowanych sypkich składników nie przerywając ubijania.
- Odstawić tak przygotowane ciasto do lodówki na 15 - 30 minut. Po tym czasie formować w dłoniach kulki po 25-26 g i układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. W każdą kuleczkę lekko wcisnąć po 3 m&msy . Piec 12 minut we wcześniej nagrzanym piekarniku do temperatury 180 stopni.
Wspaniale sprawdził się przyrządzany przeze mnie po raz pierwszy krem z białej czekolady. Jest delikatny w smaku i bardzo gęsty, dzięki czemu trzyma w ryzach cały tort, który pięknie się kroi.
Składniki (tortownica o średnicy 18 cm):
na biszkopt:
- 5 jaj
- 3/4 szklanki cukru
- 3/4 szklanki mąki pszennej
- 1/4 szklanki mąki ziemniaczanej
- 200 g białej czekolady
- 1 łyżka cukru pudru
- 400 ml kremówki
- 250 g mascarpone
- 6 łyżek dżemu truskawkowego
- 400-500 g truskawek
- 1/2 szklanki wiórków kokosowych, podprażonych na suchej patelni i ostudzonych
Wykonanie:
- Kremówkę wlać do garnuszka, dodać połamaną czekoladę i podgrzewać na małym ogniu, cały czas mieszając (uwaga, nie można doprowadzić do wrzenia!), aż cała czekolada się rozpuści. Garnek zdjąć z ognia, ostudzić i włożyć na noc do lodówki.
- Następnego dnia upiec biszkopt. Białka oddzielić od żółtek, ubić na sztywną pianę. Pod koniec ubijania stopniowo dodawać cukier, dalej ubijając. Dodawać po kolei żółtka, nadal ubijając. Mąki wymieszać, przesiać i delikatnie wmieszać do ciasta (ja to robię na bardzo wolnych obrotach miksera).
- Tortownicę wyłożyć papierem do pieczenia. Boków formy niczym nie smarować, papierem wykładamy tylko dno. Wyłożyć ciasto. Piec w temperaturze 160 - 170ºC około 30 - 40 minut (lub dłużej, do tzw. suchego patyczka).
- Gorące ciasto wyjąć z piekarnika, z wysokości około 60 cm opuścić je (w formie) na podłogę. Odstawić do uchylonego piekarnika do ostygnięcia. Całkowicie wystudzić. Przekroić na 3 blaty.
- Teraz pora na krem. Czekoladową kremówkę wyciągnąć z lodówki i ubić na sztywno. Mascarpone wymieszać z cukrem waniliowym i dodawać, łyżka po łyżce, ubitą kremówkę. Powinien powstać gładki i sztywny krem.
- 6 truskawek przekroić wzdłuż na pół, resztę pokroić w kostkę. Na pierwszym blacie rozsmarować 3 łyżki dżemu, na to wyłożyć 1/4 kremu i 1/2 truskawek pokrojonych w kostkę, przykryć drugim blatem i postąpić z nim tak samo, jak z pierwszym. Całość przykryć trzecim blatem. Wierzch i boki toru posmarować resztą kremu. Boki obsypać podprażonymi wiórkami kokosowymi, na górze ułożyć połówki truskawek.
- Przed podaniem tort schłodzić w lodówce min. 2 h.
Rybę gotowaną w mleku kokosowym przyrządzałam i jadałam w Kambodży. I nie było to zwykłe danie z rybą i kokosem, tylko wielka uczta dla podniebienia, taka nie do opisania, amok. O wszystkich moich ochach i achach nad tą czołową khmerską potrawą oraz o tym, jak się ją przygotowuje pisałam już tutaj.
Mój przepis na rybę w mleku kokosowym jest dość okrojony, powiedzmy, dostosowany do tego, co można znaleźć w polskich sklepach. Trudno dostępna jest jedynie pasta z suszonych krewetek, którą przywiozłam z Tajlandii, ale z powodzeniem można zastąpić ją sosem sojowym.
Składniki:
- 3 średnie filety białej ryby
- 400 ml mleka kokosowego
- 1 łyżka czerwonej pasty curry
- 1/2 łyżeczki pasty z suszonych krewetek (można zastąpić sosem sojowym)
- 6 ząbków czosnku przeciśnięte przez praskę
- 2 szalotki, pokrojone w pióra
- 2 łyżki oleju
- 1 suszona papryczka cayenne
- 250 g świeżego szpinaku
- 300 g mrożonego groszku
- 1 limonka
- soczewica lub ryż i sezam do podania
- Pastę curry, z suszonych krewetek, 3 ząbki czosnku, szalotki i mleko kokosowe wymieszać w misce. Rybę skropić sokiem z 1/2 limonki. Filety przełożyć do miski, dopilnować, by cała ryba była pokryta sosem. Naczynie przykryć, włożyć do lodówki i marynować min. 2 h.
- Na rozgrzaną patelnię wyłożyć filety wraz z sosem, doprowadzić do wrzenia i gotować na małym ogniu 10-15 minut, aż ryba będzie ugotowana. Jeśli wyparuje za dużo mleka kokosowego, dolać wody.
- W czasie gotowania ryby przygotować szpinak z groszkiem. Na patelni umieścić olej i pozostałe 3 ząbki czosnku. Podgrzać, wrzucić papryczkę cayenne i szpinak. Gdy puści wodę dodać groszek. Całość smażyć 5-7 minut, do czasu, gdy groszek zmięknie.
- Ugotowaną rybę podawać z soczewicą, groszkiem i szpinakiem oraz dodatkową porcją soku z limonki. Całość polać sosem kokosowym, posypać sezamem.
Uwielbiam rabarbar. Za wszystko razem i po kolei. Za kolorową skórkę, za kwaśny smak, który świetnie przełamuje słodycz ciasta i chrupiącej kruszonki. Zawsze czekam na niego niecierpliwie już od marca. Po zimowej epoce brązowawych bakalii, orzechów, on swym optymistycznym różem zwiastuje wiosnę, a po niej jeszcze większe bogactwo owoców, lato.
Z racji tego, że zeszłoroczne ciasto na zsiadłym mleku z rabarbarem i truskawkami jest z łakomym sentymentem wspominane po dziś dzień, pierwszy pęczek tego cuda w 2014 także zużyłam na ciasto z kwaśnym mlekiem, tym razem maślane. Poza tym resztka mleka, które dostaliśmy od babci, zdążyła skwaśnieć, więc sami rozumiecie, ten wypiek był mi po prostu pisany.
Przedstawiam Wam wegetariański frykas, który umilił tegoroczne wielkanocne śniadanie nie tylko wegetarianom. Ma w sobie całe mnóstwo rzeczy bardzo przeze mnie lubianych (soczewicę, pastę curry, kumin, tymianek).
Pasztet ma zwartą konsystencję i dobrze się kroi. Ważne, by nie miksować masy blenderem zbyt długo, by w przekroju były widoczne większe kawałki warzyw.
- 350 g czerwonej soczewicy
- 4 marchewki, obrane i pokrojone w talarki średniej grubości
- 2 pietruszki, obrane i pokrojone w talarki średniej grubości
- 4 ząbki czosnku
- 2 czerwone cebule, pokrojone w kostkę
- 2 łyżeczki kuminu
- 1 łyżeczka świeżego tymianku (lub pół suszonego)
- 1 łyżeczka słodkiej lub wędzone papryki
- 2 suszone papryczki cayenne (można zastąpić mielonym pieprzem cayenne)
- 1 łyżeczka czerwonej pasty curry
- 6 jajek
- 6 łyżek oliwy + trochę do wysmarowania formy
- bułka tarta lub mąka kukurydziana do posypania formy
- sezam do posypania pasztetu
- sól, pieprz
- Do dużego garnka wrzucić soczewicę, marchewki i pietruszki, posolić, zalać 5 szklankami wody i doprowadzić do wrzenia. Gotować ok. 40 minut, aż soczewica się rozpadnie, a woda wyparuje.
- Na rozgrzaną oliwę wrzucić kumin, tymianek i pastę curry. Jak zacznie pachnieć dodać zmiażdżony czosnek i cebulę. Całość smażyć, dopóki cebula się zeszkli.
- Zawartość patelni wrzucić do lekko przestudzonej soczewicy i zmiksować blenderem (nie za mocno, nie za długo, masa powinna być grudkowata). Spróbować, popieprzyć i dosolić, jeśli trzeba.
- Jajka rozbełtać w szklance i dodać do soczewicowej masy, całość dokładnie wymieszać. Przełożyć do keksówki wysmarowanej oliwą i posypaną mąką, wierzch posypać sezamem. Piec w 180 stopniach, 1-1,5 h. Gotowy pasztet powinien być zwarty. Jeśli wierzch będzie się zbytnio rumienił, przykryć go folią aluminiową.
- Pasztet jadłam na kromce żytniego chleba na zakwasie posmarowanej masłem, polany pikantnym sosem czosnkowo-ziołowym.
Mokry i bardzo prosty w przygotowaniu murzynek. Kilka kawałków podałam polane kwaśnym lukrem wiśniowym (ten kolor!), a część dodatkowo przełożyłam dżemem o tym samym smaku, i właśnie ta wersja smakowała mi najbardziej.
Ciasto możecie upiec również bez wiśni, po upieczeniu przełożyć dowolnym dżemem i posypać cukrem pudrem, jak tradycyjny murzynek.
Tradycjonaliści pieką drożdżowe, pełne bakalii i kandyzowanych skórek cytrusów, pięknie puszące się na wielkanocnym stole. Jest tylko jeden problem. Baby drożdżowe, choć w dniu pieczenia miękkie i delikatne, jak każde ciasto tego rodzaju, bardzo szybko tracą świeżość. Jeśli tak jak my zaczynacie świętować już po święconce, a kończycie w Lany Poniedziałek, ten wypiek niestety się nie sprawdzi. Znacznie lepszą świąteczną opcją jest przyrządzenie babki jogurtowej, która, z natury bardzo mokra, długo utrzymuje swe walory smakowe.
Przepis ten dostałam od babci i korzystałam z niego wiele razy (co roku zmieniając dodatki), dopóki nie odkryłam babki z białą czekoladą i pomarańczą, w której zakochali się wszyscy domownicy, ze mną na czele. Tej wiosny stęskniłam się trochę za tą jogurtową, więc upiekłam ją teraz. Na święta muszę przyrządzić tę z białą czekoladą, inaczej mogłabym zostać wydziedziczona przez wszystkich członków mojej rodziny :-).
Kiedy jedynym urozmaiceniem pomidorowej jest dodatek makaronu lub ryżu, zupa może szybko się znudzić. Wtedy potrzebne są większe działa. Takie jak mleko kokosowe, cieciorka, tymianek i moja ukochana wędzona papryka La Chinata, przywieziona z Santiago de Compostela. Jeśli nie macie wędzonej papryki, użyjcie mieszanki chilli i słodkiej.
Zupę można serwować z grzankami i porcją aromatycznego sera na wierzchu.
- 2 łyżki oliwy
- 3 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
- 1 szalotka, dowolnie posiekana
- 1 puszka pomidorów (400 ml)
- 1 łyżeczka wędzonej papryki, najlepiej ostrej (polecam La Chinata)
- 1 łyżka octu balsamicznego
- świeży tymianek, ok. 3 gałązki
- 1 szklanka ugotowanej cieciorki
- 1 puszka mleka kokosowego (400 ml)
- 1,5 szklanki wody
- sól, pieprz
- do podania : dodatkowa oliwa, cieciorka, suszone pomidory
- Podgrzać oliwę i podsmażyć na niej czosnek i cebulę, aż cebula będzie zeszklona. Dodać ocet balsamiczny i paprykę, wymieszać. Dodać cieciorkę, pomidory, listki tymianku, mleko kokosowe i wodę, wymieszać. Całość doprowadzić do wrzenia i gotować na małym ogniu 20-30 minut.
- Wywar nieco ostudzić i zmiksować blenderem. Doprawić solą i pieprzem (użyłam różowego).
- Zupę podawać polaną oliwą, z dodatkową cieciorką, suszonymi pomidorami.
(bazowałam na przepisie z Love & Lemons)
Kolejna zdrowa propozycja ciastkowa :-) Tym razem przygotowałam je na moim ulubionym czekoladowym budyniu jaglanym. Do środka wrzuciłam jeszcze płatki owsiane i popping z amarantusa. Jeśli chodzi o bakalie, to najlepiej wybrać suszoną żurawinę lub wiśnię. Ich kwaśny smak dobrze przełamuje czekoladową słodycz.
Ciastka zjadłam na śniadanie razem z koktajlem bananowo - czekoladowym, w słonecznym ogrodzie. Ile bym dała, by móc codziennie tak zaczynać dzień!
Składniki (ok. 15 sztuk):
- 1 porcja ostudzonego jaglanego budyniu czekoladowego, przygotowanego wg tego przepisu
- 2 szklanki płatków owsianych
- 1 szklanka poppingu z amarantusa
- 1 jajo
- 1 łyżka masła, roztopionego
- 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
- garść ulubionych bakalii (u mnie suszona żurawina)
- 5 łyżek pestek słonecznika
- 2 łyżki miodu
- Wszystkie składniki wymieszać z budyniem czekoladowym. Na blasze wyłożonej papierem do pieczenia uformować łyżką ciastka.
- Piec w 190 stopniach 20-25 min, aż ciastka dobrze się przyrumienią. Wyciągnąć z piekarnika, wystudzić.
Wielu ludzi myśli, że prowansalska pissaladière to taka francuska wersja włoskiej pizzy. Spód również wykonany jest z ciasta drożdżowego i sama nazwa brzmi podobnie. W rzeczywistości ta francuska tarta swą nazwę wzięła od pissala, czyli słonej rybnej pasty, którą pierwotnie dodawano do tej potrawy.
Dzisiaj spód pokrywa się najczęściej anchois, ja użyłam sardynek w marynacie z oliwy. Przepis Rachel Khoo, na którym bazowałam, to szybka wersja. Drożdżowe ciasto pokrywa się surową, pokrojoną cebulą, nie trzeba jej wcześniej smażyć. Do tego sardynki, czarne oliwki i świeży tymianek. Do pełni szczęścia brakowało mi jedynie kieliszka wytrawnego wina. Następnym razem to poprawię.Składniki:
ciasto:
- 7 g suchych drożdży
- 90 ml wody, ciepłej
- szczypta cukru
- 160 g mąki pszennej pełnoziarnistej
- 1 łyżeczka świeżego tymianku
- pół łyżeczki soli
- 1 łyżka oliwy z oliwek
- 0,5 kg cebul, pokrojonych w cienkie krążki (użyłam czerwonych)
- 120 g sardynek w oliwie z oliwek (lub 8 anchois)
- 1 łyżka oliwy z oliwek + kilka kropli do skropienia
- 10 czarnych oliwek, bez pestek
- Przygotuj ciasto: Rozpuść drożdże w ciepłej wodzie z cukrem. Resztę sypkich składników wymieszaj w misce. Wlej do niej rozpuszczone drożdże oraz oliwę, wymieszaj i przełóż na oprószony mąką blat. Zagniataj, aż ciasto będzie jedwabiście gładkie i lekko ciągliwe (ok. 5 minut).
- Blachę do pieczenia posmaruj oliwą. Rozwałkuj ciasto do 3 mm grubości (kształt dowolny). Przełóż płat ciasta na blachę, na brzegach lekko podciągnij je w górę. Posmaruj oliwą i odstaw na 30 minut w ciepłym miejscu do wyrośnięcia.
- Rozgrzej piekarnik do 200 stopni. Rozłóż na cieście cebulę i sardynki. Delikatnie skrop wierzch oliwą i piecz 20-25 minut, aż spód dobrze się przyrumieni. Wyjmij je z piekarnika i na wierzchu rozłóż oliwki. Podawaj na ciepło lub zimno.
Kiedy powiadomiłam siostrę, o tym, że w weekend skosztuje rozpustnego czekoladowego budyniu jaglanego, stwierdziła, że "jaglany" to antonim "rozpustny". Cóż... Dzisiaj rano chyba zmieniła zdanie.
Budyń jest gęsty, dekadencko aksamitny i bardzo, bardzo czekoladowy. Nie ma sensu porównywać go z takim kupnym, bo to zupełnie inna, wyższa liga.
Świetnie sprawdzi się jako nadzienie tarty czy innych łakoci. My zjadłyśmy go z prażonymi płatkami migdałowymi, bananem i wiśniami. Prawdziwie królewskie, niedzielne śniadanie!
Ciastka upieczone na bazie jaglanki kokosowej. Zawierają w sobie jeszcze mielone migdały, prażony kokos i żurawinę, zarówno suszoną jak i mrożoną. Są niesamowite! Bardzo chrupiące, nieco karmelowe, aromat kokosu też jest dobrze wyczuwalny. Rozeszły się dosłownie w kwadrans, a ja musiałam jeszcze tego samego dnia drałować rowerem po resztę składników, by upiec kolejną porcję.
- 1 szklanka jaglanki z mlekiem kokosowym z tego przepisu
- 1/2 szklanki prażonych wiórków kokosowych
- 200 g mielonych migdałów
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 2 jaja
- 1/2 szklanki cukru brązowego
- 70 g masła, bardzo miękkiego lub roztopionego i ostudzonego
- 100 g suszonej żurawiny
- garść żurawiny świeżej lub mrożonej
- 1 łyżeczka cynamonu
- skórka otarta z jednej cytryny
- Wszystkie składniki oprócz mrożonej żurawiny wymieszać. Łyżką uformować ciastka na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia (zachować duże odstępy, podczas pieczenia ciastka znacznie urosną), na wierzchu powtykać kilka mrożonych żurawin.
- Piec w 180 stopniach 20-25 minut, aż ciastka mocno się zrumienią. Ostudzić.
Kolejna odsłona tortu marchewkowego, tym razem z kremem cytrusowym. Do marchewkowych wypieków, z dużą ilością gałki muszkatołowej i pomarańczowym akcentem nie trzeba mnie długo namawiać. Z góry wiem, że będzie przepysznie i wszyscy będą zachwyceni. Brzmi nieco utopijnie, ale to prawda.
Przepraszam za brak zdjęcia z przekrojem tortu. Upiekłam go na 'Spotkanie z Poetą' i musiał dojechać do szkoły w nienaruszonym stanie.
Składniki:
- ciasto marchewkowe upieczone z tego przepisu, w tortownicy o średnicy 24 cm
- 500 g mascarpone
- 400 ml kremówki
- 1 szklanka cukru pudru
- skórka otarta z jednej pomarańczy
- skórka otarta z jednej cytryny
- 1 łyżka cukru waniliowego
- suszone owoce do dekoracji
- Mascarpone wymieszać z cukrem pudrem, waniliowym i skórkami cytrusów. Kremówkę ubić i delikatnie wmieszać łyżką do mascarpone. Krem powinien być sztywny i gładki.
- Upieczone i ostudzone ciasto przekroić na pół. Na jeden blat wyłożyć połowę kremu, przykryć drugim. Resztę kremu rozsmarować na wierzchu i bokach ciasta. Ozdobić suszonymi owocami. Przed podaniem schłodzić w lodówce min 2 h.
Śniadanie to dla mnie najświętszy posiłek pod Słońcem. Najczęściej jem owsiankę lub granolę z jogurtem, zawsze na słodko.
Ostatnimi czasy dość głośno zrobiło się o wspaniałych właściwościach kaszy jaglanej. Odkwasza organizm, obfituje w witaminy z grupy B, zawiera rzadko występującą krzemionkę, która ma zbawienny wpływ na stawy, wygląd skóry, włosów i paznokci, należy do najbardziej lekkostrawnych produktów zbożowych, a przy tym dostarczających sporej dawki energii w postaci węglowodanów złożonych; można by tak wymieniać bez końca. Jednym słowem, idealna propozycja śniadaniowa! Postanowiłam więc częściej płatki owsiane zastępować kaszą jaglaną, na początek, powiedzmy raz w tygodniu. Jest tylko jeden mały problem... Zwykła jaglanka na mleku krowim średnio przypadła mi do gustu, o tej gotowanej na wodzie już nie wspominając. Naprawdę lubię orzechowy posmak kaszy jaglanej, ale jaglanka sama w sobie nic a nic nie przypomina mojej ukochanej owsianki. Co teraz? Postanowiłam kombinować dalej. I tak o to przyrządziłam jaglankę na mleku kokosowym i już wiedziałam, że to jest to :-) Kremowa, delikatnie kokosowa, pysznie pomarańczowa dzięki kurkumie i bardzo sycącą. Z pewnością znajdzie się dla niej miejsce w mojej porannej misce częściej niż raz w tygodniu.
Składniki (4-5 porcji):
- 200 g kaszy jaglanej
- 400 ml mleka kokosowego
- 600 ml wody
- 1/2 łyżeczki kurkumy
- 2 łyżki miodu
- 3 strąki kardamonu (lub niecała łyżeczka mielonego)
- skórka otarta z 1 cytryny
- do podania: kawałki grejpfruta/pestki granatu, wiórki kokosowe uprażone na suchej patelni
- W garnku umieścić kaszę, mleko kokosowe, wodę, miód, szczyptę soli, skórkę cytrynową i kardamon. Przemieszać, zagotować. Gotować na bardzo małym ogniu, ok. 20 min., aż kasza jaglana będzie miękka.
- Gotową jaglankę podać z grejpfrutem i prażonymi wiórkami kokosowymi.
(niektóre informacje odnośnie kaszy jaglanej pochodzą z Gotuj Zdrowo, gorąco zapraszam do przeczytania całego artykułu klik)
Połączenie słodkiej, białej czekolady i cierpkich żurawin musi zakończyć się sukcesem. Sernik jest niewysoki, dość słodki i zwarty. Jeśli chcecie, możecie przygotować spód (ze 120 g herbatników i 30 g masła, roztopionego), wylepić nim dno tortownicy i włożyć do lodówki na czas przygotowania masy serowej.
Ku tęsknocie za Bangkokiem - PROSTA TAJSKA ZUPA Z MLEKIEM KOKOSOWYM I KREWETKAMI
By Joanna Genderka - 09:25
W najbliższym czasie fizyczny powrót w tamte rejony jest niemożliwy, niestety. Staram się więc nadrabiać, gotując. Tym razem szczęśliwie padło na prostą zupę z mlekiem kokosowym i krewetkami. Jest wspaniała, aż kipi od tajskich aromatów! Wbrew pozorom jest raczej łagodna. Tym razem posłuchałam mamy, która zawsze, gdy dowiaduje się, że gotuję coś azjatyckiego, ostrzega "Żeby znowu nie było za ostre!". Jeśli więc tak jak ja, wolicie bardziej niż mniej pikantnie, dodajcie więcej pasty curry lub nieco papryczki chilli.
Składniki (ok. 4 porcje):
- 250 g krewetek w pancerzach
- 3 marchewki, obrane
- 1 łyżeczka tajskiej czerwonej pasty curry
- 2 łyżki sosu rybnego
- 2 łyżki sosu ostrygowego
- 3 łyżki sosu sojowego
- skórka otarta z połowy limonki lub 3 liście limonki kaffir
- kawałek korzenia imbiru wielkości kciuka, pokrojonego na 4 części
- 1 łyżeczka przyprawy curry w proszku
- 4 ząbki czosnku, przekrojone na pół
- cebula przekrojona na pół
- 2 litry wody
- puszka mleka kokosowego (400 ml)
- do podania: makaron ryżowy (200-300 g), szczypior, czarny sezam
- Krewetki przeciąć wzdłuż grzbietu i wyciągnąć im jelita, pancerze zostawić.
- Oczyszczone krewetki, marchewki, pastę curry, curry w proszku, wszystkie sosy, skórkę otartą z limonki, imbir i czosnek umieścić w średnim garnku i zalać wodą. Zagotować, skręcić ogień i gotować dalej na małym ogniu (zbierając szumy, jeśli się pojawią) ok. godziny.
- Po tym czasie wyłowić cedzakiem korzeń imbiru, krewetki i marchewki. Krewetki obrać z pancerzy i wrzucić ponownie do zupy, marchewki pokroić w talarki i również dodać ponownie do zupy. Korzeń imbiru wyrzucić.
- Do zupy dodać mleko kokosowe, zagotować i zamieszać kilka razy, by całe mleko się rozpuściło.
- Podawać ciepłą, z makaronem ryżowym, sezamem i szczypiorem.
Z pozoru skromne, szarawe ciasteczka, dopiero po ugryzieniu rozkłada się przed nami wachlarz smaków: pistacji, migdałów, skórki pomarańczowej i czekolady. Można poczuć jednak pewien... niedosyt. Dopełnieniem całości, kropką nad "i" jest Nestea Zimowa Śliwka, która w połączeniu ze smakiem tych łakoci daje szeroką gamę smakowrażeń, od wymienionych wcześniej słodkości, przez nuty korzenne, do łagodnego orzeźwienia. Teraz mogę już tylko czekać na doborowe towarzystwo.
PIĘTROWY TORT CZEKOLADOWY Z GUINNESSEM, PRZEŁOŻONY KREMEM ŻURAWINOWYM I WANILIOWYM
By Joanna Genderka - 12:05
O tym, jak powinien wyglądać tort na moje 20. urodziny myślałam dość długo. Wybór naprawdę nie był prosty - jak spośród tylu piękności wiszących na Pintereście wybrać tę jedną? Tort miał być piętrowy, to pewne. tak dostojnie się prezentują! Kiedy w zeszłym roku upiekłam piętrowy tort czekoladowy, złapałam bakcyla i wiedziałam, że za rok moje urodzinowe ciasto będzie miało co najmniej dwie kondygnacje.
Blaty wymarzyłam sobie ciemne. Dobra, mam już jakiś punkt zaczepienia. Jeśli ciemne, to czekoladowe, nadal mi mało. Wiem! Dodam Guinnessa, tak dla podkręcenia smaku. Teraz jaki krem? Ze słonym karmelem czy może z masłem orzechowym? Nie, za ciężko, ponadto krem musi być jasny, by ładnie odbijać się od ciemnego jak smoła ciasta. Ale czekoladowe blaty i waniliowy krem to banał, a mi potrzebne jest coś nadzwyczajnego. I tu z pomocą przyszedł Gaweł, wpadając na pomysł przełożenia tortu jeszcze jednym kremem, kremem żurawinowym, i udekorowania całości pestkami granatu. Już wtedy wiedziałam, że będzie cudnie. Cudnie, dzięki słodyczy waniliowego kremu, lekkiej goryczce czekoladowych blatów i kwaskowatości kremu żurawinowego. Tort zrobił ogromne wrażenie na wszystkich, tych małych i tych nieco większych. Jedni zachwycali się warstwą różową, inni białą, za to ja całokształtem. Całe szczęście, że smak takich delicji zostaje w pamięci na długo.
Cranberry curd, czyli krem żurawinowy. Kwaskowaty, intensywny w smaku i kolorze, gęsty. Świetny jako nadzienie do tart, ciast lud smarowidło do ciastek.
- 300 g żurawiny, mrożonej lub świeżej
- 50 ml wody
- 120 g cukru
- 2 jajka
- 2 żółtka
- 1 łyżeczka soku z limonki
- 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
- 40 g masła w kawałkach
- Owoce włożyć do garnka z wodą, sokiem z limonki i cukrem, zagotować. Kiedy żurawina popęka, przestudzić chwilę i zmiksować blenderem. Ponownie postawić na średni ogień, kolejno dodawać jajka, cały czas mieszając.
- Dodać skrobię i dokładnie połączyć. Kiedy zgęstnieje odstawić do lekkiego przestygnięcia, następnie dodać masło, dokładnie wymieszać i przełożyć do słoiczka. Trzymać w lodówce, do tygodnia.